środa, 2 września 2015

miłość w samochodzie

dochodzę do wniosku, że miłość w żadnym razie nie przychodzi naturalnie.
miłości dopiero trzeba się nauczyć.
bo weźmy na przykład mnie i mój samochód: to, że go kocham, nie oznacza, że za każdym razem zmienię bieg w idealnym momencie, że ominę wszystkie dziury, a cofając nigdy nie zdarzy mi się wjechać w słupek czy inny samochód.
z drugiej strony, to, że on mnie kocha, nie oznacza, że za każdym razem będzie dobrze się prowadził i nie będzie wymagał wizyty u mechanika kosztującej mnie 1/3 wypłaty.
miłość to cierpienie i wyrzeczenia.
na szczęście wiemy o tym oboje i mimo wszystko jesteśmy gotowi na płomienny romans ;-)





3 komentarze:

  1. Ach ten zwodniczy tytuł

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładniutki :D Chcę taki sam! Albo chociaż chcę, żebyś mnie powoziła swoim :D

    OdpowiedzUsuń