wtorek, 3 stycznia 2012

sesja się zbliża, to i czas poznać wykładowców.

A: słyszałam, że wybierasz się na ustny z sektorów?
ja (nieufnie, słusznie wietrząc podstęp): wybieram się, a co?
A: pójdziemy razem?? bo ty pewnie wiesz jak ona wygląda...

jestem nieogarem roku, moje zaangażowanie w uczelniane życie jest równe minimalnemu minimum, mój licencjat jest głęboko w dupie, nie mam za grosz mobilizacji do nauki, zapał do ekonometrii ulotnił się wraz z nadejściem świąt bożego narodzenia, bywam maksymalnie 3 razy w tygodniu na uczelni, siedzę tam średnio po 3 godziny, niejednokrotnie nie kojarzę lokalizacji poszczególnych sal, bywa, że mylą mi się piętra, na których znajdują sie łączniki pomiędzy wydziałowymi budynkami, mam kłopoty z przypomnieniem sobie nazwisk wykładowców (o tytułach nie wspominam), uczę się do egzaminów, których nie mam, a jednak... wiem! wiem jak wygląda pani profesor! to sprawia, że czuję się odrobinę mniej beznadziejnie jako studentka.


poważnie, wydaje mi się, że w styczniu zginę pod natłokiem obowiązków, jakie na mnie spadną, ale nic sobie z tego nie robię, tylko siedzę na necie albo czatuję w kuchni. 

standardowo obudzę się za pięć dwunasta, z poczuciem winy, zniechęcona własną głupotą i brakiem odpowiedzialności, dobita swoim ponadprzeciętnym lenistwem i brakiem motywacji. aa, no i znów przysięgnę sobie, że to poraz ostatni. 



jeszcze trochę czasu, ale już czuję ten milutki klimacik i nastrój, więc:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz